[FRAGMENT RAPORTU WITOLDA – czyta Zbigniew Kozłowski]
Noc z 26 na 27 kwietnia 1943
Zdobywaliśmy wznoszące się w górę zaorane pola. Zjeżdżaliśmy po skarpach cementowanych lub wdrapywaliśmy się jak koty, na takież skarpy regulowanych jakichś kanałów. – Ominął nas, dopędzając, jakiś pociąg, gdy szliśmy przy torze.
Wreszcie po kilku kilometrach, jak nam się wydawało wtedy dziesięciu (było mniej trochę), zza wyniosłości ujrzeliśmy przed nami, na naszej drodze – płoty, baraki, wieżyczki, druty… Przed nami był – obóz. I tak dobrze nam znane pełzanie świateł reflektorów…
W pierwszej chwili – zdębieliśmy prawie. Lecz w następnej – zdecydowaliśmy, że jest to filia naszego obozu – tak zwana Buna. Nie mieliśmy czasu na zmianę kierunku. Świt barwił już niebo… Z lewej strony obchodzić zaczęliśmy w tempie przyspieszonym obóz. Zetknęliśmy się z drutami. Zsuwaliśmy się i drapaliśmy się po skarpach znowu… Przechodziliśmy kanały po kładce. W jednym miejscu ostrożnie przesunęliśmy się po kładce, przez którą pieniąc się przelewała woda… Omijaliśmy druty w wodzie je obchodząc. Wreszcie – i ten obóz został za nami.