OSTATNIE WYJŚCIE Z OBOZU AUSCHWITZ

punkt na mapie
punkt na mapie

[FRAGMENT RAPORTU WITOLDA – czyta Zbigniew Kozłowski]

26 kwietnia 1943

O godzinie 18-tej minut 20 ss-mann od bramy donośnym głosem wołał: „Bäckerei [piekarnia]!!!”

Na ten sygnał wszyscy my, którzy należeliśmy już do nocnej zmiany piekarni, wybiegliśmy z bloku 15-go i biegiem pędziliśmy do bramy.

Dzień był słoneczny. Obóz świętował. Więźniowie zażywali spaceru. W przebiegu od bloku do bramy spotkałem kilku kolegów, którzy z największym zdziwieniem spoglądali na mnie, gdzie ja biegnę z piekarzami, kiedy mam taką dobrą pracę w paczkarni.

Poznałem twarze por. 20 [Jan Kupiec] i ppor. 174 [Jan Olszowski], lecz się ich nie obawiałem. Uśmiechnąłem się do nich – byli to moi przyjaciele.

Przed bramą ustawialiśmy się w dwa szeregi do wymarszu. Do końca nie byliśmy pewni, czy któryś z piekarzy, co nam miejsce ustąpił, nie rozmyśli się jeszcze i nie przybiegnie pod bramę.

Wtedy któryś z nas – nowych, musiałby zostać. Dwaj musieliby pójść sami, nawet jeśli by się chcieli wycofać, już by nie mogli spod bramy tego zrobić.

Lecz stanęło nas razem ośmiu, tylu ilu było trzeba. Otoczyło nas aż pięciu ss-mannów.

Podczas liczenia nas przez okienko z „blockführerstuby”i – Scharführeri rzucił w kierunku naszej eskorty: „Pas[s]t auf [Uważajcie]!…”. Czyżby się czegoś domyślali? Lecz był powód inny. Był to poniedziałek, dzień, w który zawsze zmieniała się eskorta piekarzy, obejmując tą służbę na cały tydzień.

Ruszyliśmy w drogę.

Pomyślałem wtedy, ile to razy przekraczałem tą bramę, lecz nigdy tak jak teraz. Teraz wiedziałem, że wrócić w żadnym razie nie mogę. Już z tego powodu poczułem radość i jakby skrzydła.

Lecz do odlotu było jeszcze daleko…

Maszerowaliśmy szosą koło garbarni. Dawno tutaj nie byłem. Przechodząc, rzucałem wzrokiem na budynki, dziedziniec garbarni, w myśli przebiegając wszystkie tu prace moje i postacie kolegów, z których część już nie żyła…

W miejscu, gdzie wypada szosa, którą szliśmy od obozu, na szosę, przy której stały domy miasteczka, rozdzieliliśmy się na dwa oddziałki. Dwóch piekarzy i aż trzech ss-mannów poszli szosą w prawo, w kierunku mostu do – „małej piekarni”.

Niewspółmiernie wielka eskorta dla tamtych dwóch i – mała dla nas, gdyż z nami sześcioma więźniami poszło tylko dwóch ss-mannów, była spowodowana tym, że ci trzej ss-manni kombinowali jakąś popijawę świąteczną.

Witold Pilecki spędził w piekle niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz 947 dni. Dostał się tam jako wysłannik Polskiego Państwa Podziemnego, na ochotnika, dając się pochwycić w ulicznej łapance na warszawskim Żoliborzu. W obozie przebywał pod fałszywym nazwiskiem Tomasza Serafińskiego, otrzymał numer obozowy 4859.

W obozie Pilecki poświęcał czas tworzeniu struktury podziemnego ruchu oporu, który w sprzyjającym momencie i okolicznościach miał doprowadzić do wybuchu zbrojnego powstania przeciwko niemieckiej załodze. Drugim zadaniem Rotmistrza było rzetelne informowanie Polskiego Państwa Podziemnego o warunkach panujących w obozie – raporty sporządzane w czasie przebywania w obozie Pilecki przekazywał nielicznym więźniom zwolnionym z obozu.

W czasie uwięzienia w Auschwitz Pilecki wielokrotnie ocierał się o śmierć. Doświadczał szykan i przemocy fizycznej ze strony capoi i SS-manów. Cierpiał z powodu wszelkich trudów obozu: głodu, pracy ponad siły, chorób. Mimo kilku załamań nerwowych trwał na posterunku. Dopiero wywiezienie z Auschwitz do innych obozów najważniejszych członków konspiracji Witolda i brak szans na wsparcie idei powstania ze strony Polskiego Państwa Podziemnego przekonały Pileckiego o konieczności ucieczki z obozowego piekła. Rotmistrz zdecydował się opuścić obóz dopiero, kiedy Niemcy zaniechali – w przypadku ucieczki więźniów – stosowania odpowiedzialności zbiorowej na pozostałych w Auschwitz.

Po II wojnie światowej Pilecki został zamordowany wskutek zbrodni sądowej komunistycznych władz, a kultywowanie pamięci o dokonaniach Rotmistrza było surowo zakazane. Postać ochotnika do Auschwitz odkrył na emigracji historyk i były więzień obozu Józef Garliński.

Witold Pilecki, fotografia obozowa

ze zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

Główna brama wjazdowa niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau nazywana "Bramą Śmierci". W czasie niespełna pięciu lat funkcjonowania obozu śmierć poniosło w nim ponad milion ludzi. Zdecydowaną większość stanowili Żydzi (1-1,35 mln). Poza nimi największą grupę ofiar stanowili Polacy (70-75 tys.) i Cyganie - ok. 20 tys.

Shutterstock/Jason Wells

"Zbliżaliśmy się do bramy, umieszczonej w ogrodzeniu z drutów, na której widniał napis: «Arbeit macht frei». Później dopiero nauczyliśmy się go dobrze rozumieć", pisał w raporcie Witold Pilecki. Dewiza "Praca czyni wolnym", umieszczana na bramach obozów koncentracyjnych, była wyrazem pogardy Niemców dla wyniszczanych przez pracę więźniów.

Shutterstock/Grabowski Foto

Witold Pilecki w Auschwitz - rysunek współwięźnia Stanisława Gutkiewicza

IPN/Archiwum Rodzinne

Józef Garliński, historyk, odkrywca dziejów Pileckiego

Nie był zadowolony ze swych osiągnięć. Był człowiekiem walki. Przygotowywał obozowe podziemie do rozprawy z SS-manami.

(RWE, 26.12.1978)

Józef Garliński, historyk, odkrywca dziejów Pileckiego

Gdybym sam nie był więźniem Auschwitz, nie wierzyłbym tym zapiskom

(RWE, 5.04.1985)

Jacek Pawłowicz, historyk

W Auschwitz zdołał zjednoczyć przedstawicieli wszystkich środowisk politycznych i organizacji: tam byli socjaliści, ludowcy, chadecy i endecy.

"Naukowy zawrót głowy" audycja Katarzyny Kobyleckiej. (PR, 11.05.2011)

Tadeusz Płużański, historyk, publicysta

Jako wywiadowca dobrowolnie trafił do obozu Auschwitz, żeby zorganizować zbrojne powstanie więźniów i doprowadzić do wyzwolenia więźniów. Po przeszło dwóch latach dowództwo Polskiego Państwa Podziemnego nie wyraziło zgody na przeprowadzenie tej misji i Pilecki uciekł z obozu.

(PR, 2008)