Klasztor bernardynów
Szlak Pileckiego
KLASZTOR BERNARDYNÓW W ALWERNI
Witold Pilecki chciał nawiązać kontakt z księdzem Karolem Słowiaczkiem, bratem uwięzionego w Auschwitz Franciszka Słowiaczka i stryjem więźniów Karola i Tadeusza Słowiaczków – wszyscy trzej trafili do niemieckiego nazistowskiego obozu w drugim transporcie z Krakowa, w czerwcu 1940 roku. Ksiądz był proboszczem w parafii Poręba Żegoty.
Uciekinierzy jednak nie dotarli do jego plebanii, zamiast tego zboczyli do Alwerni. Duchownym, z którym nawiązali kontakt, był gwardian tamtejszego klasztoru bernardynów o. Jan Legowicz.
Poza tym, że miał to być człowiek spokrewniony z ludźmi, z którymi Rotmistrz współpracował w obozie, nie bez znaczenia wydaje się fakt, że pierwszą osobą, której miał zamiar zaufać Pilecki, był ksiądz.
Witold Pilecki był bez wątpienia osobą głęboko wierzącą i ta wiara stanowiła dla niego drogowskaz życia. Choć jeszcze w Sukurczach chodził na pielgrzymki i malował obrazy religijne, to daleko mu było do duchowości na pokaz, do dewocji. Swoją wiarę przeżywał jako wdzięczność okazywaną Bogu za dobro, które go spotyka: „Nie uważam za właściwe pertraktować z P. Bogiem w kupiecki sposób, to znaczy: «Ja dla Ciebie Boziu pójdę do Kalwarii, a Ty mnie za to daj to i tamto». Lecz wprost uważam, że tych kilka dni i trochę zmęczenia przyniesionych w ofierze jest bardzo małą cząstką wdzięczności za wszystko, co od Boga mam”, pisał w jednym z listów.
Uważał też, że z wiary wynika system wartości nakładający na wierzącego obowiązek moralnego zachowania. To właśnie swoim chrześcijaństwem Pilecki motywował to, że wstrzymywał się od rabowania przedmiotów pozostawionych przez ludzi przybywających w transportach do Auschwitz. Również moralność motywowana wiarą kazała mu podzielić się ciepłym nakryciem ze współwięźniem, gdy przebywał chory w obozowym szpitalu – w warunkach Auschwitz chory Pilecki ryzykował w ten sposób pogorszeniem swojego stanu i śmiercią.
Wiara pomagała mu przezwyciężyć najgorsze przeciwności losu i podtrzymywała na duchu w najgorszych momentach życia. „Jest zawsze pewna różnica pomiędzy powiedzeniem, że się zrobi, a samym dokonaniem tego, co się powiedziało. Dawno już – przed laty – pracowałem nad tym, żeby te dwie rzeczy w sobie w jedną stopić całość. Lecz przede wszystkiem byłem wierzącym i wierzyłem, że jak Bóg zechce mi pomóc – to wyjdę na pewno…” – pisał w raporcie, wspominając decyzję o ucieczce.
Przebywając w celi śmierci więzienia mokotowskiego, Pilecki miał wydrapać na ścianie słowa zaczerpnięte z książki, która była dla niego życiowym drogowskazem – „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza á Kempis: „Starałem się żyć tak, aby w godzinie śmierci móc się raczej cieszyć niż lękać”.
Andrzej Pilecki, syn Witolda Pileckiego
Odnalazł mnie facet, który wyszedł z więzienia. Spotkał tam mojego ojca. Mówił, że mój ojciec był "blisko Boga", modlił się. I pod jego wpływem ten człowiek zmienił swoje życie.
"Wymazany z historii", reportaż Urszuli Żółtowskiej-Tomaszewskiej, (PR, 9.06.2008)
Hanna Szczepanowska, żołnierka AK, harcerka Szarych Szeregów, przyjaciółka Zofii Pileckiej
Był oddany służbie dla Boga, dla ojczyzny, dla bliźniego. Ofiarność, która nie miała sobie równej, widzi się w jego dobrowolnym pójściu do Oświęcimia. Widzi się ją też w jego ostatnich chwilach życia
„W żołnierskiej służbie. Rmt. W Pilecki” (PR, 30.04.1995)