Koryznówka

Szlak Pileckiego

NOWY WIŚNICZ – KORYZNÓWKA

punkt na mapie
punkt na mapie

[FRAGMENT RAPORTU WITOLDA – czyta Zbigniew Kozłowski]

4 maja 1943

We wtorek rano, ubrany w przyzwoite ubranie kolegi Leona [Wandasiewicza], szedłem obok niego do X [Nowego Wiśnicza]. Jasio i Edek pozostali nadal w gościnie u państwa 176 [Oborów].

Dzień był piękny, słoneczny. Szliśmy, rozmawiając wesoło. Kolega Leon prowadził ze sobą rower, na którym miał wrócić do domu, gdyż przypuszczał, że komendant placówki mnie zatrzyma gościnnie u siebie.

Idąc, myślałem nad tym, że tyle sensacji miałem w ciągu lat ostatnich i oto skończyły się wszystkie. A los tymczasem przygotował już znowu wielką dla mnie, sensacyjną niespodziankę…

W połowie drogi mniej więcej, w jakimś lasku, usiedliśmy na pniach, by odpocząć. Spytałem kolegę Leona przez ciekawość, jak się nazywa komendant placówki, do którego idziemy, bo i tak przecie poznam go wkrótce.

Leon mi odpowiedział dwa słowa: imię i nazwisko wymieniając… dwa słowa, dla innych ludzi słowa zupełnie – zwykłe… dla mnie były to słowa niezwykłe, a raczej niezwykłym był niesamowity jakiś przypadek… i dziwny zbieg okoliczności…

Komendant placówki nazywał się tak… jak ja się nazywałem w Oświęcimiu…

Więc to pod jego nazwiskiem siedziałem ja tyle dni w piekle… a on o tym nic dotąd nie wiedział…

I teraz właśnie do niego droga mnie wiodła… do właściciela tego nazwiska…

Los?… ślepy los?… Jeśli naprawdę był to tylko los, to chyba nie był ślepy!…

„Zatknęło” mnie, przestałem mówić, a kolega Leon spytał: „Co pan tak zamilkł?” – „Eh! nic  – zmęczyłem się trochę”.

Obliczałem właśnie dnie, ile ich przesiedziałem w Oświęcimiu.

Było ich tam za drutami – w tym piekle – 947. Prawie już tysiąc… „Chodźmy już prędzej – rzekłem – czeka pana i komendanta placówki pewna niezwykła niespodzianka” – „Tak – więc chodźmy!”.

Zbliżaliśmy się do pięknej miejscowości X [Nowy Wiśnicz], położonej w dołach i na pagórkach, z zamkiem pięknym na wzgórzu. […]

Na werandzie domku położonego wśród ogrodu siedział pan jakiś z małżonką i córeczkami. Podeszliśmy do nich. Kolega Leon szepnął mu, że może mówić otwarcie. Ja się przedstawiłem jemu nazwiskiem, które nosiłem w Oświęcimiu. On – odpowiedział: ja też jestem… „Ale ja jestem – Tomasz [Serafiński]”i.

„Ja też jestem Tomasz [Serafiński]”, odrzekł zdziwiony. Kolega Leon przysłuchiwał się tej rozmowie zdumiony. Pani – obserwowała mnie również.

„Ale ja jestem urodzony”, tu wymieniłem dzień, miesiąc i rok, który tyle razy w Oświęcimiu należało powtarzać przez lata przy każdej zmianie bloku lub komanda, przy spisach robionych przez capów.

Pan omal że się nie zerwał z miejsca. „Jak to – Panie? To są moje dane”.

„Tak – to są Pana dane, lecz ja przeżyłem pod nimi więcej znacznie od Pana”. I opowiedziałem mu, że siedziałem w Oświęcimiu przez dwa lata i siedem miesięcy, a teraz stamtąd uciekłem. […]

Różnie ludzie różni mogliby na to zareagować. Mój imiennik i właściciel nazwiska, które przez tysiąc lat, zdawało mi się że jest mojem, roztworzył ramiona. Ucałowaliśmy się serdecznie i staliśmy się przyjaciółmi od razu.

„Lecz jakże to się stało?” – pytał mój imiennik.

Spytałem, czy zna panią dr. 83 [Helenę Pawłowską] w Warszawie. Tak jest. Mieszkał tam.

– Tak. Robiono tam dla niego dowód – wyjechał wcześniej, zanim dowód był gotowy. Po tym ja skorzystałem z dowodu, jako jednego z kilku „lipnych”, które posiadałem w tym czasie.

U państwa 179 [Tomasza i Ludmiły Serafińskich] mieszkałem trzy i pół miesiąca. […]

Wobec sytuacji nieco gorączkowej w Warszawie, rozumiałem że teraz odpowiedzi w sprawie Oświęcimia nie mogę tu czekać i zdecydowałem pojechać do Warszawy. 23-go sierpnia byłem już w Warszawie.

Wbrew wszelkim przeciwnościom losu ucieczka Witolda Pileckiego powiodła się. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o szlaku życia Rotmistrza…

Po wojnie jasnym stało się, że Polskę czeka nowa, sowiecka okupacja, a w kraju montowana jest posłuszna Moskwie władza. Pilecki, przebywający – po uwolnieniu z niemieckiego oflagu – we Włoszech, czuł, że nie może przyglądać się temu biernie. Otrzymał od dowództwa 2 Korpusu zadanie przedostania się do Polski, a następnie gromadzenia i przekazywania na Zachód informacji o metodach terroru i represji, fałszerstwach politycznych i sytuacji gospodarczej w kraju.

Pilecki powrócił w 1945 roku wraz z Marią Szelągowską, współpracowniczką z okresu okupacji,  i Bolesławem Niewiarowskim, towarzyszem z czasów Powstania Warszawskiego. Wobec rozwiązania dekonspiracji i rozwiązania organizacji „Nie” Pilecki tworzył swoją siatkę informatorów na bazie struktur Tajnej Armii Polskiej.

W 1946 roku Pilecki dowiedział się od emisariuszki z Włoch o tym, że komuniści wpadli na jego trop. Odmówił jednak wyjazdu z kraju z dwóch powodów: czuł się odpowiedzialny za przebieg swojej misji i nie chciał zostawiać rodziny.

Wkrótce bezpiece udało się wprowadzić do siatki Rotmistrza swojego agenta. Witold Pilecki został aresztowany 8 maja 1947. Ochotnik do Auschwitz zstąpił na ponad pół roku do kolejnego kręgu piekła. W więzieniu mokotowskim Pileckiego torturowano – wybito mu zęby, połamano obojczyki. Przetrzymywano go w warunkach urągających ludzkiej godności, w przepełnionej celi z jednym łóżkiem na kilkunastu więźniów. „Oświęcim to była igraszka”, miał powiedzieć do swojej żony tuż po tym, jak usłyszał wyrok śmierci.

Proces tzw. grupy Witolda rozpoczął się 3 marca 1948. Proces od początku był reżyserowanym spektaklem. Na sali rozpraw nie przesłuchano świadków i oskarżonych. Odczytano tylko zeznania wymuszone w śledztwie – Pilecki zgodził się zeznawać dopiero wobec groźby aresztowania i torturowania jego rodziny. Wyrok zapadł 15 marca. Pilecki, Szelągowska i Płużański skazani zostali na karę śmierci – dwójce współpracowników Rotmistrza wyrok zmieniono na dożywotnie więzienie. Dożywocie otrzymał też Makary Sieradzki. Innych skazano na kilkuletnie więzienie.

Prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski, nie pomogły też starania ludzi pamiętających „Tomasza Serafińskiego” z czasów obozowych o interwencję u premiera Józefa Cyrankiewicza – byłego więźnia obozu Auschwitz. Wyrok wykonano strzałem w tył głowy, 25 maja o godzinie 21.30.

Do dziś nieznane jest miejsce pochówku Pileckiego. Pomimo wieloletnich starań Instytutu Pamięci Narodowej, szczątków Rotmistrza nie udało się zidentyfikować.

Koryznówka, dworek należący do prawdziwego Tomasza Serafińskiego

IPN/Archiwum Rodzinne

Stodoła w Nowym Wiśniczu, w której ukrywał się Witold Pilecki

IPN/Archiwum Rodzinne

Uciekinierzy z Auschwitz - od lewej: Jan Redzej, Witold Pilecki i Edward Ciesielski

IPN/Archiwum Rodzinne

Witold Pilecki przed Koryznówką

IPN/Archiwum Rodzinne

Zdjęcie Witolda Pileckiego z kartoteki Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego

IPN

Proces Witolda Pileckiego

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Oskarżony Witold Pilecki na sali rozpraw pojawił się ze śladami pobicia na twarzy. Nie słyszał też na jedno ucho – co było skutkiem bicia po głowie w czasie brutalnego śledztwa

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Warszawa, 3 marca 1948. Ława oskarżonych. Widoczni w pierwszym rzędzie Witold Pilecki i Maria Szelągowska

PAP/Stanislaw Dabrowiecki

Ława oskarżonych – członkowie tzw. grupy Witolda

PAP/Stanisław Dąbrowiecki

Jacek Pawłowicz, historyk

Gen. Anders, kiedy dowiedział się, że Pilecki jest w Polsce zagrożony przez komunistów, przesłał, łącznika do kraju z rozkazem dla Pileckiego, żeby wracał na Zachód. I to był jedyny rozkaz, którego Rotmistrz nie wykonał.

"Spotkania po zmroku', audycja Bartosza Panka (PR, 13.05.2015)

mec. Andrzej Grabiński, obrońca w procesach rehabilitacyjnych

Rotmistrz mówił przed sądem: "nasza organizacja w Oświęcimiu miała na celu podtrzymanie więźniów na duchu, łączność z ludźmi na wolności i przygotowanie do powstania obozowego połączonego z ewentualnym desantem".

"W żołnierskiej służbie. Rmt. W Pilecki" (PR, 30.04.1995)

prof. Andrzej Nowak, historyk

Jego absolutnie wyjątkowa akcja przeniknięcia do obozu Auschwitz, żeby sporządzić raport o sytuacji, czego tam Niemcy dokonywali na ludziach, to nie było rzeczą znaną w 1948 roku. Wyrok, który zapadł w jego sprawie, zdawał się nie wyróżniać na tle procesów w tamtych czasie.

Audycja Doroty Truszczak z cyklu "Historia żywa" (PR, 16.12.2019)

Jacek Borkowicz, publicysta

To było oficer kontrwywiadu. A dla komunistów to był szpieg, najgorsza kategoria podsądnego: szpieg z Zachodu, szpieg imperialistów. Myślę, że Pilecki nie miał złudzeń co do tego, jaki los go będzie czekał.

"O wszystkim z kulturą", audycja Michała Szułdrzyńskiego, (PR, 24.05.2018)

dr Janusz Osica, historyk

Dla legendy niezłomnego konspiratora obozowego, jaką Józef Cyrankiewicz kreował, żywy Pilecki był ogromnym zagrożeniem. Stalinowska bezpieka dokończyła robotę Gestapo.

„Kronika niezwykłych Polaków”, audycja Andrzeja Sowy (PR, 17.12.2002)