Piekarnia obozowa
Szlak Pileckiego
UCIECZKA Z PODOBOZOWEJ PIEKARNI
[FRAGMENT RAPORTU WITOLDA – czyta Zbigniew Kozłowski]
Noc 26/27 kwietnia 1943
Wreszcie ujrzałem „wielką piekarnię”, wychodzącą na nasze spotkanie dzienną zmianę piekarzy, drzwi groźne, okute, wielkie i – plac zmagań o życie nasze na noc dzisiejszą. […]
Byliśmy zamknięci w piekarni, z powodu konieczności wykonywania pracy, która musiała być robiona szybko i my nie mogliśmy hamować biegu pracy innych piekarzy. Oblewaliśmy się potem z powodu wielkiego gorąca. Piliśmy wodę nieomal wiadrami.
Usypialiśmy czujność ss-mannów i piekarzy, robiąc wrażenie, że zajęci jesteśmy tylko pracą. We własnych oczach byliśmy, jak rzucające się, zamknięte w klatce zwierzęta, pracujące całym sprytem, nad ułożeniem warunków wyjścia z klatki, koniecznie jeszcze tej nocy…
Godziny biegły… „pasjans” – gmatwał się… nie układał… wyjście na razie było nie do zrealizowania…
Możliwości – to się zwiększały, to znowu – zmniejszały.
Napięcie nerwów – to słabło, to – przybierało na sile.
Drzwi były na widoku. SS-manni chodzili w tył i wprzód, podchodząc do samych drzwi. […]
W pewnej chwili, gdy ss-mann szedł od drzwi, w kierunku hali pracy, Janek [Redzej]i licząc na to, że odwróci się dopiero za dwie lub trzy minuty, wysunął się w ubraniu, szybko odkręcił mutrę [nakrętka na śrubę], która poddała się w żelaznych rączkach Jasia łatwo i wypchnął śrubę z zaczepem, który upadł za drzwiami. […]
SS-mann odchodził powoli, był od nas już osiem, za chwilę – 9 metrów. Zdwoiliśmy nacisk na drzwi, które wygięły się jeszcze więcej, lecz wciąż nie puszczały – bo przecie nigdy przez nas otwierane nie były i żadnej pewności ostatecznie nie było, że się otworzą.
Gdybyśmy w tamtej chwili byli zdolni do strachu – musiałby nam zimny pot wystąpić – lecz nawet na strach nie było czasu.
Edek [Ciesielski]i w tym czasie od łóżka ss-manna skoczył po rzeczy swoje w komorze węglowej złożone.
Jasiek miał wiele siły, u mnie zdwojone były napięciem wszystkich nerwów – drzwi jednak wydawały się mocniejsze od nas…
Włożyliśmy w nacisk na drzwi cały wysiłek, na jaki nas stać było, gdy wtem… gwałtownie i bezdźwięcznie jednocześnie – rozwarły się przed nami…
Powiało na rozpalone nasze głowy chłodem, błysnęły gwiazdy na niebie, jakby mrugając porozumiewawczo…
Wszystko to zmieściło się jakoś w jednym mgnieniu oka…
Skok w przestrzeń ciemną i bieg w kolejności Jasiek, ja i Edek.
Jednocześnie sypnęły się strzały za nami.
Jak biegliśmy szybko – trudno opisać. Kule nas nie tknęły. Rwaliśmy powietrze w strzępy szybkimi ruchami nóg i rąk – tułowia.
Miejsce, w którym znajdowała się piekarnia obozowa. Budynek piekarni istnieje do dziś
National Archives and Records Administration