Wiadukt nad Sołą

Szlak Pileckiego

MOST KOLEJOWY NAD SOŁĄ

punkt na mapie
punkt na mapie

[FRAGMENT RAPORTU WITOLDA – czyta Zbigniew Kozłowski]

Noc z 26/27 kwietnia 1943

Biegliśmy dotychczas na pewnej odległości od rzeki, lecz wzdłuż rzeki Soły, na północ.

Teraz po ubraniu się i pozostawieniu dobrze ukrytych w krzakach spodni w pasy, które przez omyłkę wzięliśmy ze sobą, poprowadziłem na sam brzeg rzeki (lewy) i brzegiem dalej na północ – krzakami.

Edek zapytany, czy ma paczkę ze sproszkowanym tytoniem, oświadczył że miał, ale się już wszystko w biegu wysypało. Jeśli by psy puścili po śladach, nawąchają się tabaki.

Tytoń ten suszyłem i starłem na tabakę, już bardzo dawno, jeszcze pracując w łyżkarni [garbarnia], skąd mieliśmy przygotowywać niegdyś ucieczkę dla kolegów. Teraz co prawda zbyt szybko się wysypała, lecz zawsze mogła nieco chronić ślady.

Nie zmieniając raz obranego kierunku na północ, mieliśmy przed sobą widły rzeczne. Soła wpadała do Wisły, lecz przed tym jeszcze, przez Sołę w prawo był most kolejowy, podług zebranych wiadomości, strzeżony stale przez wartownika.

„Tomek – gdzie idziesz?” – pytał Jasio [Redzej].

„Nic nie gadaj! – nie mamy wyjścia innego i nie mamy wiele czasu. Idziemy możliwie najkrótszą drogą”. […]

Zbliżaliśmy się do mostu. Szedłem pierwszy. Miałem gumą podbite podeszwy, za mną kroków 10‒15 szedł Jasio, na końcu – Edek. Ostrożnie, obserwując budkę z lewej na przyczółku mostu, wszedłem na nasyp kolejowy i most.

Koledzy szli za mną.

Cicho stąpając, zaczęliśmy jednak dość szybko posuwać się po moście. Przeszliśmy już część trzecią… potym połowę… zbliżaliśmy się już do przeciwległego brzegu… do końca mostu… na razie szliśmy bez przeszkód… Wreszcie, gdy most się skończył, skoczyliśmy szybko w lewo, z nasypu na łąkę czy pole.

Niespodziewanie dla nas most przebrnęliśmy bez przeszkód. Posterunek musiał się gdzieś zabawić w przyjemnym towarzystwie na święta.

Dalej – z lewej strony toru – kierunek obrałem na wschód, wzdłuż Wisły. Orientować się było łatwo – niebo było pełne gwiazd iskrzących. Już czuliśmy się w jakimś – stopniu wolnymi. Od całkowitego odczuwania wolności odgradzało nas jeszcze uczucie niebezpieczeństwa.

Rozpoczęliśmy bieg na przełaj.

Z prawej strony zostawało miasteczko Oświęcim. Przesadzaliśmy rowy, przebiegaliśmy w poprzek drogi, biegliśmy po zaoranych polach i łąkach, zbliżaliśmy się do Wisły – to oddalali, w zależności od rzeki skrętów.

Potym dopiero mogliśmy podziwiać, ile człowiek może zrobić wysiłku, gdy pracują wszystkie nerwy.

Plan kompleksu Auschwitz. W czerwonym kole zaznaczony wiadukt kolejowy, przez który przedostali się uciekinierzy

National Archives and Records Administration